Szkoło czeskie należy właściwie – a ściślej należało – do niemieckojęzycznego obszaru terytorialnego. Stało się tak w konsekwencji politycznych zawirowań.

Ostatnim „narodowym” królem Czech był Przemysław Ottokar. Po nim Czechami rządziły wyłącznie obce dynastie, najdłużej – Habsburgowie.

Jeden z Habsburgów, Rudolf, był nader oryginalnym władcą. Otaczał się kabalistami, alchemikami i artystami. Stolicą monarchii był od zawsze Wiedeń, lecz cesarzowi bardziej podobała się Praga.

W 1576 r. przeniósł się tam ze swoim dworem. W podmiejskiej miejscowości Bubenec kupił młyn, który kazał przerobić na szlifiernię kamieni szlachetnych i półszlachetnych. W 1596 r. w Bubenec postawiono niewielką hutę szkła. Funkcjonowała do śmierci cesarza w 1612 r. Najwybitniejszym z pracujących w niej specjalistów był przybysz z Monachium – Lehmann. Rudolf II Habsburg mianował go cesarskim szlifierzem drogich kamieni, nadając mu przy tej sposobności prawo wyłączności sztuki szlifowania i grawerowania szkła.

W wydanym Lehmannowi przywileju nazwano go wynalazcą metody grawerowania za pomocą ściernego koła, lecz historycy uważają, że nauczył się tego w Bawarii. Tak oto urządzenie służące do opracowywania kamieni znalazło nowe, rewolucyjne zastosowanie.

Przywilej wyłącznego grawerowania szkła odziedziczył po nim Georg Schwanhardt z Norymbergii, który po jakimś czasie opuścił Pragę, wracając do swego rodzinnego miasta, gdzie znalazł możnych protektorów z kręgów patrycjatu miejskiego. Norymbergia była wolnym miastem, wchodzącym w skład świętego Cesarstwa rzymskiego Narodu Niemieckiego.

Cesarzem każdorazowo zostawał któryś z Habsburgów, lecz zawsze elektorzy – władcy Bawarii, Saksonii, Brandenburgii, Hesji, Wirtembergii oraz Hanoweru – musieli wyrazić na to swą zgodę.

W latach 1618-1648 Europę – poza Rzeczpospolitą szlachecką – pustoszyła wojna trzydziestoletnia, konflikt o podłożu polityczno-wyznaniowym. W niektórych regionach straty w ludziach sięgały 70 procent populacji, więcej niż podczas II wojny światowej. Bardzo ucierpiały też Czechy.

Ale już w II połowie XVII w. szklarstwo odrodziło się, m.in. dzięki patronatowi książąt Kinskych. W ich posiadłościach istniał cech zdobników szkła, skupiający zarówno emalierów, jak i szlifierzy oraz grawerów. Moda na zdobienie szkła spowodowała rozkwit wapniowego szkła kryształowego.

W Kamenickim Senowie istniał cech, w którym – w pierwszej ćwiartce XVIII w. – zapisanych było 14 specjalistów od emaliowania szkła oraz aż 104 grawerów. Podobnie sprawy wyglądały na pobliskim Śląsku. „Jedni przeszkadzali drugim zarobić na utrzymanie” – skarżył się współczesny autor.

Nadprodukcja? Na to wychodzi! Ktoś kiedyś powiedział, że przyszłością świata jest specjalizacja. Szklarze szkolili się – zazwyczaj – w jakimś niewielkim fragmencie szklarskiej wytwórczości. Grawerzy bezlitośnie „zrzynali”; tematy rysunków najczęściej brali z monet, bardziej ambitni – z map. Mało kto był na tyle twórczy, aby samemu jakiś motyw dekoracyjny skomponować. Wśród tych fachowców wyróżniał się Ch. Schneider, sporo jego dzieł dotrwało do dziś.

Faktem jest jednak, że szklarscy specjaliści należeli do rzemieślniczej elity. Nie było łatwo zostać pełnoprawnym grawerem. Terminator musiał m.in. umieć pisać i czytać, zanim w ogóle przyjęto go na naukę. Terminowanie trwało 5 lat. Potem młody człowiek wyruszał w świat. Po powrocie winien być już gotowy do wykonania „próbnej sztuki”. Musiał ją wytworzyć na oczach świadków wywodzących się z starszyzny cechowej. Ci zaś stale patrzyli mu na ręce.

Czescy szklarze eksport swych wyrobów rozpoczęli w II poł. XVII w. Zresztą raczej nie Czesi, a mieszkający na tym terenie Niemcy. Georg Franz Kreybich urodził się w miejscowości Kamenicki Senov (w 1662 r.). Już jako 23 letni młodzieniec wyruszył w swą pierwszą handlową wędrówkę. Na przestrzeni 34 lat odbył 21 takich podróży.

Kiedy już się dorobił, dowodził całą karawaną wozów wyładowanych szkłem. Kreybich docierał nie tylko do państw kontynentalnych. Popłynął także do Anglii i Turcji. Inni sprzedawcy odwiedzili Półwysep Pirenejski, a pewien Czech – misjonarz – zabrał próbki szkła aż do Ameryki Południowej. Pięknie wygrawerowane szkło czeskie zdobyło świat. Składy szkła istniały nawet na Bliskim Wschodzie. Stara Europa była nim wręcz zalana. W większości znaczących europejskich miast istniały domy handlowe sprzedające szkło.

Dekoracja na czeskich kielichach i pucharach nie była sprawą przypadkową: przygotowywano ją bardzo starannie, uwzględniając gusta odbiorców. Sprzedawcy szkła byli zarazem grawerami, wozili ze sobą odpowiednie narzędzia i na miejscu wykonywali napisy oraz rysunki. Do tego dochodził jeszcze element ceny. Szkło czesko-niemieckie było tanie.


Wychodząca w Hamburgu gazeta pisała w 1708 r.: „Handel szkłem jest powszechny, zwłaszcza tym szlifowanym i grawerowanym. Przedtem używane było ono przez nielicznych, teraz dostaje się je po śmiesznych cenach”.

I tak było przez następne sto kilkadziesiąt lat! Handel dekorowanym szkłem posiadał prawdziwie globalny zasięg, był – chyba można tak rzec – nowatorską formą gospodarki określanej dzisiaj mianem gospodarki światowej.

Szklanica z cesarskim orłem z 1588 r.

Od 1648 r. (pokój westfalski) aż do wojen napoleońskich państwa i państewka niemieckie żyły w dobrobycie. Ich władcy starali się naśladować Paryż w epatowaniu luksusem. Między innymi polegało to na produkcji płaskiego szkła na zwierciadła.

Z tych zwierciadeł tworzono słynne lustrzane sale. Książęta zatrudniali grawerów, zachęcając ich do podnoszenia swych umiejętności. Wyróżniało się tu trzech władców: landgraf Hesji, książę Schaffgotsch oraz Wielki Elektor, Fryderyk Wilhelm, władca Brandenburgii.

Fryderyk należał do dygnitarzy o wszechstronnych zainteresowaniach. Pod Poczdamem wybudował hutę szkła, która z jednej strony dawała zwykłą, użytkową produkcję, a z drugiej – specjalną, tylko dla jego potrzeb.

Po czterech latach Wielki Elektor zatrudnił J. F. Kunckela, uchodzącego wtedy za najwybitniejszego technologa. Wybudował dla niego specjalną hutę, też w pobliżu Poczdamu. Rok później Kunckel opublikował swój traktat o sztuce szklarskiej. Podał w nim dokładne receptury, z wyjątkiem tych na wytwarzanie doskonałych kryształów, lepszych od słynnego włoskiego „Cristillo”.

Nim elektor brandenburski przyjął J. F. Kunckela do swej służby, ten miał już w swym zawodowym życiorysie imponujące osiągnięcia. Warto uzmysłowić sobie, iż jego szklarski traktat (500 stron!), napisany w Poczdamie, musiał być owocem wieloletnich doświadczeń i obserwacji, a także lektur. Wiadomo nawet jakich, ponieważ z dzieł tych Niemiec zrobił bardzo obszerne wyciągi, pomieszczając je w części pierwszej swego działa. Były to prace Anglika Ch. Merreta oraz Włocha Neriego. Druga część traktatu Kunckela dotyczyła zdobienia szkła.

Poczdamska prosperity niemieckiego fachowca trwała 10 lat. Kiedy zmarł jego protektor, popadł w finansowe tarapaty. Ubogie życie wiódł lat pięć. Po tym czasie szczęście uśmiechnęło się do niego ponownie. Szwedzki król zaprosił go jako eksperta. Karol XI z pracy Kunckela musiał być zadowolony, gdyż d ł mu nie tylko pieniądze – obdarzył także tytułem szlacheckim.

Kryształy Kunckela szlifował Martin Winter, otrzymujący od elektora brandenburskiego taką samą pensję (500 talarów, czyli 2500 złotych polskich), co sam J. F. Kunckel. Winter potrafił zdobić szkło wypukłymi ornamentami, wystającymi ponad powierzchnią wyrobu. To ważne; uchodzący za niedościgłych mistrzów wenecjanie „ryli” samą szklaną powierzchnię.

Brat M. Wintera, Fredrich, pracował dla księcia Schaffgotscha, właściciela m.in. Szklarskiej Poręby. Wiele jego prac przetrwało do dziś. Ich dekoracja składa się ze spiralnego ornamentu oraz liści akantu. Książę tak cenił talent swego artysty, że nakazał pilnować, aby jego sztuka się nie rozprzestrzeniła: p agnął posiadać monopol na te cudne szkła. Poza F. Winterem w książęcych posiadłościach nikomu nie było wolno szlifować szkła.

Trzeci z mecenasów, władca Hesji, sprowadził do Kassel szlifierza rodem ze Szwajcarii, Ch. Labhardta, specjalizującego się w pracach, dla których tworzywem stał się kryształ górski. Landgraf Hesji w fosie jednego z zamków polecił zainstalować młyn szlifierski i twórca miał już przyszykowany warsztat pracy.

Czeski dzban z 1577 r.

Sztuka eliptycznego zdobienia szkła została w Hesji podniesiona na – do tej pory niespotykane w Europie – wyżyny. Zasłużył się nie tylko sam Labhardt, także jego uczeń, Gondelach, syn hutnika szkła. Jeden i drugi ulegli charakterystycznej dla baroku manierze zdobienia, przeładowanej szczegółami.

Produkty z Kassel wytapiane były nie na miejscu, a w Poczdamie. Wynikało to z pokrewieństwa łączącego dwa dwory książęce, pruski i heski. Więzi krwi łączyły też nadwornych szlifierzy, bo po śmieci M. Wintera funkcję królewskiego szlifierza na dworze pruskim objął jego bratanek, G. Spiller.

Inne niemieckie dynastie nie chciały pozostawać w tyle – książę Saksonii zatrudnił J. Neumanna z Żytawy. Dla dworu drezdeńskiego pracował po Neumannie J. Ch. Kiessling. Głównym szlifierzem w Turyngii był S. Schwartz. Kilkanaście innych niemieckich państewek również posiadało swoich szlifierzy.

Wynikało to z tego, że przed paruset laty szkło w życiu społeczeństw europejskich odgrywało dużą rolę, nieporównywalną z obecną. Dziś człowiek kupuje szklankę czy wazon, nie zastanawiając się nad niczym. Dawniej analizowano zawarte w nim (ukryte?) wartości artystyczne. Szlifierz i grawer pełnili „symboliczne” obowiązki nadwornych malarzy bądź rzeźbiarzy. Ich rola była równie ważna jak tamtych, jeśli nie istotniejsza.

W XVIII stuleciu szlifierze niemieckiego obszaru językowego – należy do tej części Europy zaliczyć również Czechy, w których prawie cała elita była niemieckiego pochodzenia – już nie trudzili się wymyślaniem oryginalnych wzorców, po prostu powielali stare, co najwyżej doskonaląc szczegóły wykończenia.

Szlifierz, kontynuator siedemnastowiecznej szklarskiej tradycji, nie ograniczał się do pracy na rzecz wielmożnych książąt. Każdy rozsądny człowiek doskonale wie, iż „łaska Pańska na pstrym koniu jeździ…”. Przyjmował więc zamówienia prywatne, tym dla niego bardziej inspirujące, że stwarzające mu nowe możliwości wzornicze. Kryształy, wazy i żyrandole nabrały nowych barw, rozumianych nie wyłącznie dosłownie: również w sensie artystycznego  wyrazu.

Czeska szklanica ze sceną myśliwską (1599 r.)

Największy postęp w produkcji zdobionego szkła dokonał się w dziewiętnastym stuleciu. Rolę awangardy odegrali mieszkańcy Czech, wśród których było dużo Niemców (Czechy ówczesne należały do Austrii, a ściślej – do dynastii Habsburskiej). Najważniejszą postacią był Fredrich Egermann, który pochodził z rodziny o starej, szklarskiej tradycji.

Urodził się w północnych Czechach, mieszkał w Polevsku, niedaleko Nowego Boru, znanego szklarskiego centrum. Wszystko to przepowiadało mu wielką karierę – i ją zrobił. W 1823 r. wynalazł szkło podobne do marmuru. Przeprowadzając niezliczone eksperymenty, doszedł do szkieł alabastrowych i topazowych.

Naczynie z Poczdamu (1725 r.)

Inną ważną postacią był Josef Riedel, wynalazca opalizującego szkła zielonego i żółtego. Przechodzące przez nie światło wywoływało wrażenie nieustającego ruchu. J. Riedel miał własną hutę, w której produkował też czarne, matowe szkło, bardzo w tej epoce (styl biedermeier) poszukiwane.

Wśród klientów bardzo popularne było również bezbarwne szkło kryształowe, pokrywane później warstewką o barwie na przykład rubinowej. Dużym „wzięciem” cieszyły się też wyroby szklane zdobione ornamentami neogotyckimi – pierwsza połowa dziewiętnastego wieku był to w końcu czas triumfu postaw romantycznych, okres rozkwitu powieści gotyckiej oraz kultu średniowiecza.

Innym, tradycyjnym miejscem wyrobu barwnego szkła było miasto Harrachov. Huta powstała tam w 1712 r. Po stu latach rozrosła się do sporych rozmiarów przedsiębiorstwa. Zatrudniała 32 hutników, 100 szlifierzy i 14 grawerów. Kiedy objął ją Johan Pohl, Harrachov stał się marką znaną w całej Europie. Wszędzie podziwiano piękno harrachowskich produktów.

Pohl umarł w 1850 r. Nie był tak długowieczny jak Egermann, który żył 87 lat. Huta jednak pracowała. W 1887 r. przejął ją wspomniany wcześniej Riedel. Harrachov ożył pod jego kierownictwem. Wcześniej Riedel założył hutę w Polubnym, znakomicie zlokalizowaną – krzyżowały się tam historyczne szlaki handlowe, co ułatwiało sprzedaż. Pierwszy etap działalności Polubna to wytwarzanie surowego szkła, półproduktu dla innych hut. Drugi etap zaczął się w owym 1887 r., kiedy Riedel kupił hutę w Harrachovie.

Fachowcy z Harrachova zrewolucjonizowali Polubno. Można rzec, że dzięki nim Polubne awansowało, przeszło do wyższej „półki”. Z wytwórcy półproduktu stało się producentem szkła luksusowego, ponieważ Riedel ściągnął przede wszystkim specjalistów od zdobnictwa. Produkt uszlachetniony zawsze jest więcej wart od nieuszlachetnionego.

Jerzy Grundkowski
rys.: A. Bitowt

Całość artykułu w wydaniu drukowanym i elektronicznym

inne artykuły tego autora:

- Szkło weneckie , Jerzy Grundkowski, Świat Szkła 3/2011    

- Szkło czesko-niemieckie , Jerzy Grundkowski, Świat Szkła 12/2010

- Szkło francuskie , Jerzy Grundkowski, Świat Szkła 11/2010

- Szkło śląskie, Jerzy Grundkowski, Świat Szkła 9/2010

- Szkło angielskie, Jerzy Grundkowski, Świat Szkła 7-6/2010

- Europejskie cechy i rody szklarskie, Jerzy Grundkowski, Świat Szkła 6/2010

- Szkło w Europie średniowiecznej, Jerzy Grundkowski, Świat Szkła 3/2010

- Szkło antyczne, Jerzy Grundkowski, Świat Szkła 11/2009  

więcej informacji: Świat Szkła 12/2010

inne artykuły o podobnej tematyce patrz Serwisy Tematyczne

  • Logo - alu
  • Logo aw
  • Logo - fenzi
  • Logo - glass serwis
  • Logo - lisec
  • Logo - mc diam
  • Logo - polflam
  • Logo - saint gobain
  • Logo termo
  • Logo - swiss
  • Logo - guardian
  • Logo - forel
  • vitrintec wall solutions logo

Copyright © Świat Szkła - Wszelkie prawa zastrzeżone.